niedziela, 15 marca 2015

Postęp w rysowaniu na przykładzie portretu Iana Somerhaldera

     Ian Somerhalder, aktor rozpoznawany w dużej mierze (choć pewnie nie tylko) dzięki roli Damona Salvatore w serialu Pamiętniki Wampirów jest posiadaczem najbardziej hipnotyzującego wzroku jak kiedykolwiek widziałam. Jako fanka serialu zawsze stałam po stronie tego "dobrego" brata, ale tym wyrazistym oczom i charakterystycznemu uśmieszkowi Iana nie dało rady się oprzeć. Skutek tego taki, że dwa razy stał się rysunkowym modelem. Mimo to, że (jak pisałam tutaj) rzadko wracam do tej samej osoby, dzięki dwóm portretom tego aktora można zobaczyć jak wielkie postępy w rysowaniu może zrobić samouk - jeśli tylko zechce. Zwłaszcza, że ten drugi portret (skończony ponad 2 lata temu) nadal jest jednym z moich lepszych.  Niestety nie posiadam zdjęć step by step, ale  na szczęście kilka fotek z całego procesu tworzenia się zachowało. 
  Zdjęcia obok, chyba nie muszę nawet komentować, wszystko widać czarno na białym. Ten gorszy rysunek został narysowany 24.08.2011 r., czyli jeszcze w czasie, kiedy do rysowania się nie przykładałam. Dziś mnie śmieszy, wtedy byłam taka zadowolona. Na szczęście nieskończoność informacji w Internecie i świetne blogi rysunkowe z autorskimi tutorialami spowodowały tak fajne zmiany. Krzywe oczy, jajowate źrenice, włosy, zarost - naprawdę to wszystko jest do wyuczenia, choć bardzo często nikt nie chce wierzyć, że da się to zrobić, powtarzając w kółko "do tego trzeba mieć talent". Guzik prawda, jeśli naprawdę chce się nauczyć rysować.  Oczywiście są ludzie, którzy mają ogromy "dar"  i ćwiczenia nie są im potrzebne (zazdrość przeogromna), ale to już inna sprawa. Przede wszystkim liczy się upór we wprowadzanych zmianach, bo to jaki sobie wyznaczymy cel to już indywidualna sprawa. Gdy obiecałam sobie, że chcę wypracować jednolite cieniowanie większych powierzchni to rysowanie na czas, w pośpiechu musiałam odłożyć na bok. Parcie na szybkie skończenie pracy zawsze wiąże się z mniejszą lub większą wpadką. Jeśli rysując czuję, że chcę to skończyć już dziś a wiem że logicznie się nie da tego zrobić na satysfakcjonującym poziomie, po prostu odkładam rysunek na półkę i wracam do niego za kilka dni. Proste, a nie raz uchroniło mnie przez katastrofą, tym samym sprawiając, że te odłożone (czasem nawet na kilka tygodni) rysunki okazały się potem jednymi z najlepszych ( np. portret dziewczynki czy Timberlake'a). Inny przykład to realistyczne rysowanie włosów. Ta umiejętność wiąże się z ciągłym (i uporczywym!) temperowaniem miękkiego ołówka na szpic. Dla mnie to uciążliwe, więc kiedy odczuwam znudzenie przechodzę do innej części rysunku (nie wiem oczy, nos, uszy etc), dzięki temu pasma włosów nie zmienią się w nieuporządkowaną strukturę niewiadomego kształtu.
      Najwięcej wpadek w jednolitym cieniowaniu (pomijając wcześniej opisany brak cierpliwości) wynikało z przyborów rysunkowych. Wcale nie chodzi tu o ich niedobór i brak różnorodności (na fb są osoby, które świetnie rysują  bardzo realistyczne portrety za pomocą jednego ołówka standardowej twardości HB i osoby, które nie potrzebują zestawu 156 kredek żeby stworzyć kolorowe cudo, bezapelacyjnie wystarcza im zwykłe 12 sztuk), ale o ich niespodziewane mankamenty. Standardowo  używam ołówków marki Koh-i-noor seria 1860 (te szare). Podczas cieniowania zauważyłam, że co jakiś czas gładkie i płynne nakładanie grafitu zostaje zaburzone przez jakieś zanieczyszczenia, które powodują tak jakby drapanie i szarpanie po kartce. Łatwo się domyśleć, że w sytuacji gdy pracujemy nad skórą, taka niespodzianka może popsuć cały efekt. Póki co takie sytuacje nie przydarzyły mi się w ołówkach automatycznych, ale rysowanie dużych powierzchni rysikiem 0,3 mm czy nawet 0,7 mm to albo strzał w nogę albo super rozwiązanie dla osoby, która potrafi zachować stoicki spokój (czyli nie dla mnie). Oczywiście są też takie z grubszymi wkładami, ale na dzień dzisiejszy nie zamierzam zmieniać ołówków.  Z problemem zanieczyszczeń na bieżąco radzę sobie w bardzo prosty sposób. Na zdjęciu powyżej widać dodatkową kartkę z kilkoma śladami ołówka, właśnie na niej za każdym razem przed przystąpieniem do rysunku próbuję ołówek, starając się zetrzeć te zanieczyszczenia jeśli ołówek stawia opór. Tutaj nie widać tego aż tak dokładnie, ale pod koniec rysunku cała kartka jest praktycznie zapełniona takimi mazakami.
     Jak widać na załączonych zdjęciach, drugi Ian to trochę taki krok milowy w moim rysowaniu (styczeń 2013). Są realistyczne włosy i zarost, odwzorowane charakterystyczne oczy, cieniowanie skóry bez plam. Zdjęcie, z którego rysowałam było mocno prześwietlone i skontrastowane, więc twarz może wydawać się nieco płaska, ale patrzy się nań całkiem przyjemnie. 









5 komentarzy:

  1. Też uwielbiam jego spojrzenie :D Świetny rysunek.

    OdpowiedzUsuń
  2. Ten komentarz został usunięty przez autora.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ja mam wręcz przeciwnie, uwielbiam rysować panów, zwłaszcza tych z zarostem. ;) Oprócz zamówień to nie pamiętam już kiedy narysowałam ołówkowy portret jakiejś kobiety. xD

      Usuń