czwartek, 23 lutego 2017

Recenzja: cienkopisy kreślarskie Ecco Pigment Faber-Castell


"Przeznaczone dla projektantów cienkopisy idealnie nadają się do pisania, rysowania i szkicowania. Znakomicie sprawdzają się na papierze i kalce kreślarskiej"

Projektant ze mnie żaden, ale za pisakami kreślarskimi rozglądałam się od dawna, bo te, które posiadam nie do końca spełniają swoją rolę. Dzisiaj czas przedstawić  cienkopisy Ecco Pigment od Faber-Castell. Z czym mi się kojarzą? Ilustracje, linearty, kropki, tatuaże etc., czyli realizm ustępuje dziś miejsce kreatywności. Zacznijmy, więc od początku.

Cienkopisy zapakowane są w przezroczyste etui z tworzywa sztucznego, standardowe, sklepowe opakowanie. Opis w języku niemieckim (i kilku innych), jednak brak polskiego tłumaczenia. Z tyłu naklejka polskiego dystrybutora.


Trzon i nasadka cienkopisów wykonane zostały z polipropylenu (PP), który ma chronić  przed szybkim wyschnięciem tuszu i dawać możliwość korzystania z nich przez wiele lat. Ponadto mają znikomy wpływ na środowisko, a producent podaje, że PP spala się jak wosk świecy. Brzmi ekologicznie, jednak nie mam zamiaru tego sprawdzać. Cienkopisy są w kolorze jasnoszarym z czarnymi napisami i srebrną skuwką. Bardzo lekkie. W miejscu trzymania trzon jest matowy, co zapobiega ślizganiu się w dłoni i pozwala na większą precyzję w prowadzeniu.  Wygląd dla mnie na plus, w moim stylu - klasyczny minimalizm.


Mój zestaw składa się z czterech szerokości, zaś cała paleta cienkopisów ma ich osiem od 0,1 mm do 0,8 mm. Można je zakupić na sztuki za ok. 9 zł, albo pakowane własnie po 3-4 sztuki. Szkoda, że nie ma jeszcze cieńszej końcówki np 0,05 mm.


Fibrowe końcówki grubości: 0,1 mm, 0,3 mm, 0,5 mm, 0,7 mm prezentują się jak na poniższym zdjęciu, od razu widać różnicę pomiędzy nimi. Rysowałam na papierze 180 g/m3 i nie zauważyłam, żeby tusz się rozlewał na boki. Najbardziej precyzyjny jest cienkopis najcieńszy, super sprawdza się przy konturach i małych elementach, ten najszerszy zaś szybko wypełnia poszczególne elementy na czarno.


Według tego co jest napisane na opakowaniu, tusz powinien być odporny na światło i wodę. W praktyce, po potraktowaniu mokrym pędzelkiem, wte i wewte sama kreska została nienaruszona, jednak dookoła pojawia się lekka szara poświata. Test był wykonany na lekko ziarnistym papierze. Przy wykonywaniu np. ilustracji w połączeniu z akwarelą może nas spotkać mała niespodzianka, jednak nie odnotowałam rozmazywania, podczas szybkiej ilustracji. Tusz jest odporny także na ścieranie gumką podczas wymazywania szkicu ołówkiem. Zresztą rysując dokładnie po linii, grubszymi końcówkami w ogóle nie będzie go widać.


Z cienkopisani trzeba dojść do wprawy, ponieważ na początku dłoń może się trochę "telepać" (lekka delirka).  Ja wykorzystałam je do pierwszych prób rysowania mandali i lineartów. Szczególnie efekt spodobał mi się przy rysowaniu kompozycji kwiatowych.  Sprawdzają się w pisaniu, jak i rysowaniu, mogą także stanowić tańszy substytut rapidografów, bo ładnie prowadzą się wzdłuż linijki a tusz nie ucieka pod spód. Ja jestem bardzo zadowolona, spełniają moje oczekiwania. Moje pierwsze prace wykonane cienkopisami Ecco pigment, zwykle w połączeniu z innymi przyborami, ale linearty są wykonane tuszami. W miarę kolejnych prac, notka będzie uzupełniana zdjęciami.


Zalety:
- kruczoczarny kolor tuszu
- tusz się nie rozlewa
-  precyzyjne kreski

Wady:
 - mogą narozrabiać z kontakcie z wodą, więc byłabym ostrożna przy łączeniu ich z akwarelami

wtorek, 14 lutego 2017

Podstawowe przybory do rysowania czyli pakiet startowy dla samouka

Pierwszą myślą jaka się pojawia, gdy chcemy rozpocząć przygodę z rysunkiem (trochę poważniej) jest kwestia przyborów. Sklepy z artykułami plastycznymi posiadają szeroki asortyment, w którym początkujący może się pogubić i zaopatrzyć w rzeczy, które nie są tak naprawdę potrzebne, lub których nie użyje. We wcześniejszym poście 10 przykazań rysownika-amatora wspominałam, że podstawą są przybory rysunkowe dobrej jakości, to jakiego producenta wybierzecie zależy tylko od Was i  czasami od zasobności portfela. Pamiętam, że parę lat temu mój pierwszy art set był połączeniem ołówków i węgla rysunkowego (w ogóle go nie używałam, do tej pory gdzieś leży) z Biedronki. Jakość przeciętna. Dodatkiem był papier fakturowany, który okazał się strzałem w kolano, bowiem niwelowanie porów palcami tworzyło super plamy. Przejrzałam rysunkowe zapasy i zastanowiłam się z czego najczęściej korzystam przy rysowaniu ołówkami i bez czego nie mogę się obejść, co stanowi tzw. kropkę nad i co można sobie podarować i zaoszczędzić. Spokojnie zamkniemy się w stówce i jeszcze zostanie na buraka liofilizowanego. :)

Rysunkowy must have:

OŁÓWKI - muszę powiedzieć, że mój pierwszy zestaw ołówków w metalowym opakowaniu to ten, który niedawno otrzymałam od Faber-Castell. Wcześniejsze ołówki oszczędnościowo kupowałam na sztuki. Powiem Wam też, że otwierasz takie pudełeczko i od razu czujesz się jak profesjonalista. Szczerze mówiąc, zwykle ołówki trzymam w jakiś kubełkach, osłonkach i owszem sprawdza się to jak są one nowe i długie, jednak gdy już trochę poużywam to szukanie krótkich kikutów na dnie działa mi na nerwy. Plusem metalowych opakowań jest oprócz ładnego designu, jest możliwość bezproblemowego przenoszenia. Można je wrzucić do plecaka czy torebki i nic się zawartości nie stanie a zajmuje mniej miejsca niż piórnik. Najistotniejszym aspektem ołówków jest jakość grafitu i drewnianego trzonu, oraz niełamliwość. Aktualnie rysuję ołówkami FC Castell 9000 Art, mimo iż narysowałam nimi dopiero jeden portret to jestem mile zaskoczona i mogę je polecić każdemu. Bardzo gładko się je prowadzi po kartce, cieniowanie już po jednej warstwie jest w miarę jednolite. Prawie nic nie szarpie, ale dokładna recenzja za jakieś 2 fajne rysunki (w planach portret Audrey Hepburn i pewien filmowy plakat). Spokojnie można kupić na początek ołówki na sztuki, jeśli nie wiecie jeszcze czy złapiecie bakcyla to proponuję np. 2H, F, B, 2B, 4B, 6B i 8B, tak co drugą miękkość. Jeśli interesuje Was inna firma, to w pasku po prawej stronie są linki do recenzji ołówków Koh-i-noor tzw. konkurencji, jak się ostatnio dowiedziałam**, które są tańsze np. Toison d'or i też fajne.  Nie warto kupować byle czego.

TEMPERÓWKA - jak dopiero zaczynasz rysować to nie zdajesz sobie sprawy ile nerwów potrafi zjeść temperówka, która łamie grafit lub drewno, jak już rysujesz od jakiegoś czasu dobrze znasz ten ból. Niby nic,  najprostsza rzecz, którą znasz od x lat, ale to naprawdę gadżet potrzebny. Inna kwestia to używanie noża do ostrzenia ołówków (tak robią artyści, podobno, nie wiem, nie znam się, nie orientuję). Ja tego nie potrafię, ale dokładnie wiem, że skończyłoby się tą krwawą sytuacją bez palca wskazującego. Czasami korzystam ze zwykłych chińczyków za 30 gr z hurtowni papierniczych, które mają ograniczoną żywotność, ale chociaż cena fajna. Ostatnio w papierniczym kobieta dała mi prostą temperówkę metalową za 5 zł (okazało się potem na paragonie, sick!) bez pojemnika na paprochy i z jedną dziurką. Wcale dłużej nie wytrzymała. Powróciłam więc do temperówek z pojemnikiem. Fajnym rozwiązaniem są te z różną wielkością dziurek, bo np. kredki Derwent Drawing są grubsze i standardowy otwór radzi sobie słabo. Czarna strugaczka (ktoś też mówi jeszcze strugaczka a nie temperówka?) Sleeve posiada dwa otwory różnej wielkości, (można strugać zwykłe ołówki/kredki, te grubsze i trójkątne), pojemnik na pełechy a cena nie różni się od innych tego typu przyborów ok 9 zł (tyle samo zapłaciłam za Staedtler w Lidlu).

GUMKI- gumki to dobrze jest mieć dwie, albo i trzy. Numer jeden to oczywiście plastyczna gumka chlebowa, mająca konstystencję plasteliny, która nie zostawia po sobie strzępków.  Jak się zabrudzi wystarczy ją wymiętolić i nadać nowy kształt. Koryguje, rozjaśnia, czyści zabrudzone powiewierzchnie. Stemplując można uzyskać ciekawe efekty np. w tle.  Dla mnie obecnie nr 1, dzięki niej jest czysto. Klasyczna gumka również się przyda, choćby przy wykonywaniu szkicu.

PAPIER -  zapomnij o istnieniu kartek w kratkę, na sam początek  naprawdę sprawdzi się dobrej jakości papier do drukarki. Na chwilę obecną używam bloków firmy Canson, bardzo długo moim ulubionym był papier o gramaturze 90 (i sprawdza się nadal z krową na okładce), choć co raz częsciej sięgam po grubszy papier 190 g/m2, który jest gładszy i fajnie prowadzi się ołówek. Na samym początku go nie lubiłam, ale z czasem człowiek zmienia przyzwyczajenia i zauważa plusy tam, gdzie kiedyś ich nie było.

Rysunkowa kropka nad iczyli coś co fajnie dopełnia cały rysunek, dopieszcza szczegóły i efekt jest lepszy.

Gumka w ołówku - teoretycznie efekty takie same można uzyskać ścinając tradycyjną nożem czy ucinając kawałek nożyczkami, ale gumowy rdzeń w drewnianym trzonie można temperować w normalnej strugaczce. FC Perfection oferuje różne warianty, z różową końcówką do grafitu, z białą do atramentu. Mam obie i używam ich naprzemiennie, choć każdą do innych rzeczy. Białą daje się podmazać kredki a grafit ściera w taki miękki sposób.

Biały żelopis - próbowałam już różnych, jedne wcale nie były białe, dawały szaro-niebieski odcień, inne zaś nie chciały w ogóle pisać po grafice.  Sakura Gelly Roll, jest w miarę tani (ok 5zł), biały i daje radę po śliskiej powierzchni. Elementy zaznaczone długopisem są najbielsze w całym rysunku, np. odbicie światła w oku, na zębach. Nadaje to rysunkowi wyrazistości

Co można sobie podarować:

Wiszer -  rozcieraka trzeba nauczyć się używać, w innym wypadku pozostawi po sobie plamy. Ceny jak na sprasowany papier dosyć wysokie, nawet do 10 zł. Całkiem dobrze sprawdzą się chusteczki higieniczne i patyczki do uszu.

A Wy od czego zaczęliście rysunkowe, uzależniające zakupy? Czegoś Wam tu brakuje?

** To, że jako przykład podaję produkty Faber-Castell nie oznacza, że nagle przestałam korzystać z innych, za co została zwrócona mi uwaga i trochę mnie zasmuciło. Nie polecam bubli. Rysuję tym co jest dobre, bez względu na producenta i to się nie zmieni. Podane przybory są przykładowe, a sklepowi Faber-Castell Polska jestem bardzo wdzięczna za możliwość spróbowania czegoś nowego. :)