Powinnam zatytułować tego posta:
„Mój pierwszy obraz”. Brzmi to trochę
dziecinnie, prawie jak temat zadania domowego z języka polskiego w klasie
podstawowej. Mimo to – tak właśnie jest! Na przełomie kwietnia i maja namalowałam
farbami akrylowymi obraz na podobraziu bawełnianym. Pierwsze podejście do malarstwa w postaci
Matterhornu na bloku do akwareli rozpaliło moje nadzieje na udaną przygodę z
pędzlami. Gdzieś w środku poczułam tę
iskierkę pewności, że dam sobie radę, nawet jako totalny laik. Podeszłam do sprawy zachowawczo i
wybrałam w sklepie plastycznym płótno o wymiarach 40x60 cm, czyli idealnego
średniaka na wąską ścianę w przedpokoju. Nie posiadam sztalugi, ani miejsca
które pozwoliłoby mi malować w pionie nie krzywdząc kręgosłupa, więc malowałam
w taki sam sposób jak ołówkami czy kredkami, siedząc przy biurku.
Pastelowe niebo, a pod nim zimowa
panorama z Kopy Kondrackiej czyli znowu góry, znowu Tatry. Staję się powoli
monotematyczna, tylko nie wiem czy to dobrze? Idąc ulicą zwracam uwagę na kolory nieba i na to jak układają się chmury podczas zachodu słońca, bo przecież przyda się przy następnym obrazie. Potrafię się przebudzić przed 5 rano i zajrzeć za okno na pomarańczowo-różowy wschód, po czym znowu przyłożyć głowę do poduszki i odpłynąć. Przeglądając fotografie na instagramie zwracam uwagę na to jak układają się światłocienie na grani, z której strony padają promienie i za każdym razem wyłapię coś nowego, coś co muszę zapamiętać i wykorzystać...bo nie oszukujmy się, z malowania gór raczej już nie zrezygnuję.
Przed malowaniem farbami podobrazie
zostało dwukrotnie zagruntowane (najpierw pionowo, potem poziomo) zwykłym
uniwersalnym gruntem malarskim ze sklepu budowlanego takim, którym maluje się
ściany i sufity. Zabieg ten ma na celu poprawić przyczepność oraz wyrównać i
zmniejszyć chłonność podłoża. Malowało się bardzo dobrze, płótno się nie
falowało i cały czas było dobrze naciągnięte na ramy.Umordowałam się mieszaniem barw,
bo tak naprawdę posiadam większe tuby tylko w 3 kolorach: białym, czarnym i
błękitnym. W związku z tym, że farby akrylowe bardzo szybko zasychają mieszania
nie było końca. Medium opóźniające zakupiłam dopiero po fakcie, więc nie wiem
na ile wydłuża żywotność farby i czy faktycznie się przydaje. Przed malowaniem
następnego obrazu na pewno zaopatrzę się w więcej uniwersalnych kolorów, żeby
przyspieszyć malowanie. Skąd więc
pastelowe niebo? Posiadam także zestaw farb akrylowych w malutkich 15ml tubkach,
które z bielą posłużyły jako pigmenty. Obraz malowałam okrągłymi
pędzlami szczecinowymi o różnej wielkości oraz syntetycznymi, których zwykle używałam
do szczegółowych akwareli. Do kolorowego nieba posłużyła mi szpachelka i
szeroki płaski pędzel ze sklepu budowlanego, którego nie ma na zdjęciu, bo
został posklejany przez werniks i skończył swój żywot.
Największy problem sprawiło mi właśnie wspomniane werniksowanie końcowe.
Werniks, który kupiłam bardzo źle się rozprowadzał i przeokrutnie śmierdział
doprowadzając do bólu głowy. One wszystkie mają taki cudowny zapach? Moim
błędem było wyniesienie mokrego podobrazia na balkon. Niestety przykleiło się
do niego trochę kurzu (akurat na różowe niebo) i pod światło da się to zauważyć
gołym okiem. Na szczęście obraz nie
idzie w świat, ani na sprzedaż – bo pierwszego się nie oddaje, prawda? Mogę z
czystym sumieniem napisać, że jestem w 100% zadowolona z tego jak wyszedł.
Musiałam się tym podzielić, bo to rzadka sytuacja!