wtorek, 2 maja 2017

Recenzja: ołówki Faber-Castell 9000 Art

Jednym z trzonowych produktów Faber-Castell są tzw. zielone ołówki, znane wśród artystów różnej maści. Made in Germany sygnalizuje odbiorcom niemiecką jakość, do której część z nas już dawno przywykła. Ołówki Castell 9000 zostały wprowadzone na rynek w 1905 roku przez hrabiego Aleksandra von Faber-Castell i po ponad 110 latach nadal cieszą się niezwykłą popularnością. Trochę zeszło mi z tą opinią, a to dlatego, że potrzebowałam narysować więcej niż jedną solidną pracę. Po drodze spaliłam portret, który był praktycznie na finiszu i musiałam zacząć zabawę od początku. Ołówki to przecież moje podstawowe przybory, musi być perfekcyjnie.


Co obiecuje producent:
idealnie nadają się do pracy artystycznej i w wysokim kontraście,
- bezpieczne dla środowiska i zdrowia,
- powierzchnia pokryta lakierem na bazie wody, 
- specjalna metoda klejenia SV na całej długości ogranicza łamanie grafitu, 
- drewno pochodzi z lasów zarządzanych w sposób zrównoważony. 

Rysując przez długi czas tymi samymi ołówkami, trochę ciężko przestawić się na "sprzęt" innego producenta, ponieważ działamy już w sposób intuicyjny i wiemy, którego stopnia twardości użyć, żeby uzyskać upragniony efekt. Ciężko mi się przyzwyczaić do zielonych ołówków, które mają trochę też inny "feeling". Równie dziwnie jest przesiąść się z kredek na bazie oleju na kredki na bazie wosku, ale najpierw zajmę się sprawami stricte technicznymi.

Ołówki Castell 9000 zapakowane są w estetyczne, ciemnozielone, metalowe pudełko. Wzrok przyciąga dynamiczny szkic charakterystycznego dla producenta rycerza w zbroi. Opis w kilku językach, bez polskiego odpowiednika. Widok jest jeszcze bardziej interesujący po otwarciu wieczka, które dosyć mocno "trzyma". Jak wspomniałam we wcześniejszym poście, otwierasz pudełko i czujesz się jak profesjonalista. Po lewej stronie widnieje złota ilustracja pałacu rodu Faber-Castell w Stein niedaleko Norymbergi i krótki opis o ponad 100 letniej tradycji i jakości ołówków. W środku znajduje się także mała broszurka opisująca inne produkty.
Plastikowy wkład, na którym ułożone są ołówki, można wyjąć bez problemu. Odnośnie pudełka, jest ono dobrze wykonane i zgrabne. Na 90% nie powinno się samo otworzyć i ołówki nie wypadną np. podczas noszenia w torebce, dzięki czemu ani się nie pogubią ani nie uszkodzą. Ołówki są już na samym początku gotowe do pracy i zatemperowane na ostry szpic, tym samym nie zużywamy ich na dzień dobry niepotrzebnie strugając.
Ołówki mają standardowy sześciokątny kształt oraz są pokryte zielonym, błyszczącym lakierem na bazie wody, na którym mienią się złote napisy. Faber-Castell przy produkcji ołówków stosuje specjalny patent klejenia SV (z niem. Sekuralverfahren), który polega na tym, że grafit jest przyklejony do drewnianej otoczki na całej długości, a nie np. tylko w jednym miejscu. Zastosowanie takiej techniki ma na celu niwelowanie łamania się czy pękania ołówka, jego lepsze prowadzenie i temperowanie. Faktycznie ołówki Castell bardzo fajnie się ostrzy a grafit nie łamie się i nie kruszy. Producent nie poleca (na oficjalnej stronie) stosowania elektrycznych temperówek, wskazując na standardowe ręczne strugaczki lub ostrzałkę. 
Ołówki Castell 9000 dostępne są w 16 stopniach twardości od 6H do 8B. Do wyboru mamy dwa sety po 12 ołówków: Design (5H-5B) przeznaczony bardziej do rysunku technicznego oraz Art (2H-8B) do rysunku artystycznego. Można je kupić również na sztuki  lub różnych innych w kompilacjach np. pakowane po 3 na blistrze, 6 ołówków w metalowym opakowaniu, w wersji jumbo czy zestawach mieszanych. Cena za jeden ołówek oscyluje w granicy 3,50 zł - 4,50 zł, zaś komplet 12 sztuk można kupić za mniej więcej 50-60 zł.
Nie istnieje międzynarodowy standard produkcji ołówków w określonej skali twardości, oznacza to, że każdy producent sam określa jak miękkie będą jego ołówki, mieszając w odpowiedniej proporcji grafit z gliną. Przyjęto, że ołówkowi o nr 2 odpowiada ołówek Castell oznaczony literką B. Wspomniałam o tym, ponieważ rysując odniosłam wrażenie, że ołówki Castell różnią się tak o jeden (a może i dwa) stopień w porównaniu do ołówków Koh-i-noor Toison d'or, których używałam do tej pory. Oznacza to, że np. ołówek Castell 3B zostawia podobny odcień do ołówka 5B Koh-i-noor. Poniżej porównałam kilka ołówków 2B: zielony Castell 9000, ołówek FC Goldfaber, K-i-n Toison d'or oraz szary z serii 1860. Już na pierwszy rzut oka widać, że ten pierwszy jest najciemniejszy. Zarówno test i wzornik na górze został narysowany na gładkim, papierze technicznym.
Należy pamiętać, że papier również ma znaczenie w zachowaniu ołówków. Co do zasady, im gładszy papier i wyższa jego gramatura tym ołówki rysują ciemniej. Z tego powodu trochę uciekałam od kartek lepszej jakości, bo ołówki "wariowały". Na szczęście po przełamaniu pierwszych 10 lodów, polubiłam rysowanie na gładkim papierze i zaczęłam używać także twardszych ołówków takich jak H czy 2H, których na bloku rysunkowym nie potrzebowałam. Z tego zestawu nic się nie zmarnuje!
Wymazywanie ołówków nie stanowi większych trudności, choć według mnie trzeba więcej razy gumką pomachać w lewo i w prawo. Powyżej test jednego pociągnięcia za pomocą gumki Faber-Castell Perfection z białą końcówką (na górze) oraz Koh-i-noor Era (na dole). Ta pierwsza poradziła sobie gorzej od swojej koleżanki i pozostawia po sobie bardziej efekt rozmycia niż wyrazistej linii (ale i to się przydaje!). A na koniec crème de la crème, czyli prace wykonane zielonymi ołówkami. Portret Audrey niestety dokonał żywota, jednak udało mi się skończyć najważniejszą część przed zniszczeniem. 



MOJA OPINIA O OŁÓWKACH FABER-CASTELL 9000: 
Subiektywne odczucia są bardzo pozytywne. Jak napisałam na początku, dłuższą chwilę zajęło mi przestawienie się na ołówki Castell 9000, jednak po tym czasie współpraca z nimi przebiegała praktycznie bez żadnych zakłóceń. Grafit jest bardzo czysty, nie natrafiłam podczas cieniowania na żadne zanieczyszczenia, nic nie "drapało" i nie "szurało". Prowadzą się po kartce bardzo gładko i przyjemnie. Mam wrażenie, że łatwiej i za pomocą mniejszej liczby nałożonych warstw  można uzyskać efekt jednolitego cieniowania. To moja największa zmora, więc radość jest nieoceniona. Werdykt jest prosty: 3x na TAK. :)

Plusy:
- opakowanie: wytrzymałość i  ładny design
- praktycznie czysty grafit, bez szarpania i zanieczyszczeń
-  ładnie się temperują
- na chwilę obecną moje ulubione ołówki

Minusy:
- cena nieco wyższa
- ciężko będzie uzupełnić braki stacjonarnie, bo dostać na sztuki w mniejszych miastach w sklepach z artykułami plastycznymi to cud nad Sanem

A jakie są Wasze opinie na temat ołówków Faber-Castell?

6 komentarzy:

  1. Nigdy nie używałam ołówków z Faber - Castell, ale chyba w końcu muszę je wypróbować, bo ołówki z Koh i noora i Derwentu nie do końca spełniają moich oczekiwań ;)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ja z kolei Derwentów nigdy nie używałam, ale jestem ciągle na etapie poszukiwania "ołówka idealnego". Póki co zielone wygrywają. ;)

      Usuń
    2. Derwentu nie polecam, bardzo się ślizgają, a w dodatku są dość jasne. Najciemniejszy z Derwentu 9B to jak z KHI 6B lub 7B.

      Usuń
    3. To dobrze, że nie kupowałam. :)

      Usuń
  2. Bardzo dobra recenzja ołówków! Może uda mi się je kiedyś samodzielnie przetestować. Na razie jednak od kilku dni szukam długopisu z gumką do smartfona, żeby móc sobie podczas podróży rysować na telefonie albo tablecie.

    OdpowiedzUsuń
  3. Bardzo przydatna recenzja. Dzięki!

    OdpowiedzUsuń