Blender nic innego jak przezroczysta, dosyć miękka kredka, której trzon tworzy samo spoiwo kredki bez barwnika. Ma na celu niwelować białe pory kartki i ostre kreski (czyli te białe, prześwitujące kropeczki spod koloru) ujednolicając powierzchnię, harmonizować przejścia pomiędzy odcieniami, mieszać nałożone na siebie kolory, tworząc nowe i wydobywać półtony. Ładnie brzmi, a rzeczywistość?
Posiadam blendery dwóch firm: Koh-i-noor i Derwent, których używam naprzemiennie. Ceny oscylują w granicach 4/5 zł za sztukę. Można je kupować pojedynczo lub w pakiecie (np. Derwent oferuje zestaw 2 blenderów, 2 burnisherów z temperówką i gumką za ok 26 zł). Jeszcze 3 lata temu takie akcesoria były trudno dostępne, jednak teraz można już je dostać w większości sklepów z rysunkowych tych stacjonarnych i internetowych. Jak wspomniałam blenderów używam naprzemiennie (który wpadnie pierwszy mi w rękę), ponieważ zarówno Polycolor jak i Derwent sprawdzają się bardzo dobrze i poleciłabym je z czystym sumieniem.
Pory kartki najłatwiej zatuszować poprzez rozcieranie. Taka sama zasada jest przyjmowana przy rysowaniu ołówkiem np. wiszerem, patyczkami do uszu, chusteczką higieniczną itp., w zależności czy stosujemy taką technikę. Innym sposobem jest używanie dobrze zatemperowanych przyborów. Całkowicie inne kreski zostawia kredka z ostrym szpicem a całkowicie inne taka, którą już trochę pracowaliśmy (rysik się ścina). Znaczenie ma również twardość kredek. Te bardzo miękkie jak Mondeluz zostawiają po dobie większe pory, ale można je też łatwiej rozetrzeć. Poniżej w akcji zobaczyć można właśnie kredki akwarelowe i Polycolory.
Czy posiadanie blendera to totalny must have? Otóż nie. Jako zamiennik może posłużyć biała kredka, która w 90% zwykle wydawała nam się zbyteczna. Znacznie lepiej w tym wypadku sprawdza się kredka z miękkim trzonem jak np. K-I-N Mondeluz, niż twardym np. Renesans
Połączenie czerwonego z niebieskim jest klapą (gdzie ten fiolet?), jednak żółtego z niebieskim prezentuje się lepiej, można dostrzec zieleń pomiędzy nimi. Nie poleciłabym blendera jako "tworzyciela" nowych kolorów. Znacznie lepiej jest to wypracować poprzez delikatne nakładanie koloru dobrze zatemperowaną kredką, lub użyć od razu odpowiedniego koloru (wersja dla leniwych czyli dla). Blender sprawdza się świetnie w przejściach między kolorami (niebieski z fioletem).
W trakcie użytkowania należy być czujnym, ponieważ trzon bardzo łatwo się brudzi. Jeśli nie zetrzemy pozostałego koloru, zniszczymy sobie pracę, próbując od razu rozetrzeć inne miejsce.
Widać niebieskie końcówki z ostatniego użytkowania |
Białe pory kartki nie przeszkadzają mi aż tak, bym rozcierałam kredki przy każdym rysunku. Najczęściej blendera używam przy rysowaniu tła, które ma być na drugim planie, rozmyte. W rysunku hortensji i piłkarzy użyłam jednak nie blendera a białej kredki Progresso. Muszę zaznaczyć, że kredka nie rozjaśnia w jakiś szczególny sposób koloru i nie wydają się one mdłe czy wyblakłe prze to.
Ilustrację róży potraktowałam blenderem od samego początku, tak by połączyć niewielkie ilości różu i fioletu na płatkach. Dzięki temu rysunek ma w pełni gładką powierzchnię.
Blendera warto użyć dopiero na sam koniec wtedy, gdy nałożyliśmy wszystkie warstwy kredek. Gładka powierzchnia jest jednocześnie śliska, co oznacza, że dalsze kolorowanie jest praktycznie niemożliwe. Długo przekonywałam się do blendera. Nieumiejętność stosowania powodowała, że efekty były lekko mówiąc niezadowalające i długo leżały odłogiem. Praktyka czyni mistrza, więc warto próbować nowości.
A Wy używacie blendera do kredek? Jakie są Wasze doświadczenia?
Plusy:
- nieweluje pory kartki
- ładnie łączy ze sobą kolory
- cena nie jest zbyt wysoka
- dosyć dobrze dostępny
Minusy:
- ciężko stworzyć nowy kolor
- śliska powierzchnia uniemożliwia dalsze poprawki
- trzeba mieć wprawę w używaniu, żeby dostrzec plusy